Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie

Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie


#1 2009-10-17 13:31:15

 xpacifer

Dobry Pasterz:)

8193431
Call me!
Skąd: Grębocin
Zarejestrowany: 2007-03-21
Posty: 1656
Punktów :   29 

św. Małgorzata /specjalnie dla Migotki/

Św. Małgorzata z Kortony urodziła się w r. 1247 w wiosce Alwiano położonej w wielkiem księstwie Toskańskiem. Była córką ubogich, ale pobożnych wieśniaków. Prawdziwym Aniołem Stróżem była dla niej cnotliwa i pobożna jej matka, która gorąco modliła się za swe dziecko, a gdy tylko cokolwiek podrosło, z niem razem wznosiła myśli do Boga, tego Dawcy wszelkich dobrych rzeczy. Niestety matka umarła, gdy Małgorzata liczyła dopiero siedm lat, a młode dziewczę straciło rękę, co ją prowadziła i chroniła od złego, straciła i czujne oko, które jej strzegło i gorące serce, którego miłości tak bardzo potrzebowała. Miejsce matki zmarłej zajęła niezadługo macocha, surowa, podejrzliwa osoba bez serca. Ciężka dola! Żywe usposobienie Małgorzaty i gorący jej temperament buntował się z początku po kryjomu, potem otwarcie i gwałtownie przeciwko złemu obchodzeniu się macochy z nią. Dziewczę, wetując niejako domowe przykrości, szukało zadowolenia w strojach i cieszyło się bardzo, gdy liczni kawalerowie chwalili rozkwitającą jej piękność i obsypywali ją pochlebstwami i komplementami. O jakże prawdziwemi są słowa Apostoła: „Jeślibym się ludziom podobał, nie byłbym sługą Chrystusowym”. (Gal. l, 10). Miłość Boga i cnoty, którą zmarła matka w sercu jej szczepiła i pielęgnowała, ustąpić musiała teraz miłości zmysłowej i zanim jeszcze rozpoznać mogła całą ohydę grzechu śmiertelnego, stała się ofiarą jej uwodzicieli.
     Ojciec jej, mało znajdujący szczęścia w drugiem małżeństwie, smucił się bardzo, widząc opór i złe życie tak dobrej dawniej córki; upominał ją poważnie i surowo, a nawet karał ją rózgą, by ją zmusić do posłuszeństwa i poprawy życia; lecz wszystko na próżno! Małgorzata, mszcząc się za to, wyrzuciła z serca swego bojaźń Bożą i wszelkie poczucie wstydu i honoru przed ludźmi i – w szesnastym roku życia – opuściła potajemnie dom rodzicielski, by zamieszkać razem z pewnym młodym szlachcicem z Monte Pulciano, spodziewając się, że zostanie w jego domu wielką panią i znajdzie u niego świetne utrzymanie. Dziewięć lat żyła ze swym uwodzicielem, a lata te były jednem pasmem ciężkich zniewag Boga, własnego pohańbienia i zgorszeń danych wszystkim sąsiadom. Lecz szczęścia nie znalazła w tem życiu, nie zawarli bowiem z sobą małżeństwa. Znamiennym objawem jej niespokojnego, rozdartego serca były słowa, jakiemi odpowiadała często ludziom pozdrawiającym ją na drodze: „Nie zasługuję na wasze pozdrowienie lecz na waszą pogardę; módlcie się do Boga, by się nade mną zlitował!” I Bóg okazał nad nią Swe miłosierdzie.
     Jej uwodziciel udał się razu pewnego w podróż, a gdy powracał do domu, napadli nań rabusie w pobliżu Monte Pulciano, obrabowali go, zabili i zakopali w pobliskiej gęstwinie. Gdy czwartego dnia po oznaczonym czasie jeszcze nie wrócił, opanowała Małgorzatę straszna obawa i dziwne jakieś przeczucie zmusiło ją do wyjścia poza miasto, by zobaczyć, czy nie wraca. Wtem wyjąc strasznie rzucił się ku niej piesek, którego ów szlachcic zabrał był z sobą, ciągnął ją za suknię i pobiegł w krzaki, gdzie pazurami począł rozrzucać ziemię, zarzuconą gałęziami. Małgorzata poszła za nim, odrzuciła gałęzie i ujrzała trupa zamordowanego kochanka. Okropny widok, a sto razy straszniejszy dla Małgorzaty grzesznicy! Robactwo pełzało po całem ciele zabitego, wciskało się do otwartych ran jego, a wstrętny odór rozkładającego się już ciała zarażał dokoła powietrze. Niema z przestrachu i zgrozy patrzała długo na trupa. Boleść i rozpacz wstrząsały jej sercem. Nagle padł promień Boskiego miłosierdzia do ciemnicy jej duszy i westchnęła z żalem: „O święty, sprawiedliwy Boże, o jakże strasznie kończy się życie występne, zmysłowe! Patrz, Małgorzato, patrz na tego człowieka, na to szczęście twoje i twą nadzieję! Kochaj i wyjdź za mąż za tego gnijącego i cuchnącego trupa, dla któregoś twego Pana i Zbawcę przez dziewięć lat bezustannie biczowała! Gdzież jest teraz w wieczności dusza tego grzesznika, któregoś ty – równa mu grzesznica – więcej kochała jak Boga i Niebo? Czemu i ja nie cierpię z nim razem męki za me grzechy na tem samem miejscu i w tym samym ogniu? O, Ojcze miłosierny, rozumiem głos Twej cierpliwości! Ty dajesz mi czas do czynienia pokuty a ja chcę pokutować!”
     Wielkie i śmiałe słowo: „Chcę pokutować” w ustach dwudziestopięcioletniej dopiero osoby, matki małego chłopca. Lecz Małgorzata wiernie dotrzymała obietnicy uczynionej Bogu. Rozdała natychmiast wszystkie stroje i kosztowności, opuściła Monte Pulciano – tę bliską okazję do nowych pokus – i poszła ubogo odziana z dzieckiem swem na ręku do Alwiano, rzuciła się ojcu do nóg, prosząc pokornie o przebaczenie. U ojca znalazła przebaczenie i łaskę, lecz macocha przysięgła jej zemstę. Małgorzata wierna postanowieniu swemu „chcę pokutować” znosiła cierpliwie i milcząco dokuczania mściwej swej pani, szukając pokrzepienia w gorącej modlitwie i Komunii świętej i zdobyła się na krok niezwykły. By naprawić zgorszenie dane w swem mieście, uklękła ze stryczkiem na szyi w niedzielę przed drzwiami kościelnemi, prosząc wchodzących do kościoła o przebaczenie i modlitwę za nią do Boga.
     Wskutek tego bohaterskiego jej czynu macocha jej wpadła we wściekłość a ojciec wygnał ją jeszcze tego samego wieczora wraz z dzieckiem z domu.
     Wypędzona przepędziła noc w ojcowskim ogrodzie. Straszna była to noc! Szatan szeptał jej do ucha: „Małgorzato, na co zdała ci się twa pokuta? Na nic! Czyż ojciec twój cieszył się z twej poprawy? Nie! Bóg cię opuścił, ludzie cię wygnali, zginąć masz z twem dziecięciem śmiercią głodową; lecz nie trać nadziei, pomóż sama sobie. Jeszcze jesteś młoda, piękna, czarująca. Masz jeszcze w Monte Pulciano przyjaciół i wielbicieli, wróć się do nich, a dobrze ci będzie z nimi”. Straszna walka wrzała w sercu biednej kuszonej Małgorzaty. Lecz silne jej postanowienie: „chcę pokutować” i pomoc łaski Bożej odniosły zwycięstwo. I podczas gdy Małgorzata nieustannie się modliła: „O Jezu, zmiłuj się nade mną! O Jezu, ratuj mię!” usłyszała wyraźny głos w swem sercu: „Idź do Kortony, tam się tobą zaopiekuję”. I nim dnieć zaczęło, puściła się Małgorzata w drogę do tego miasta, znalazła przytułek u dwu pobożnych i zamożnych pań i zarobiła sobie jako służąca pieniądze na utrzymanie swe i dziecka. Pamiętając zawsze o postanowieniu: „Chcę pokutować”, nacierała swą twarz mimo nieszczęść zawsze jeszcze piękną i ponętną, grubym piaskiem, a włosy sadzami, czuwała pilnie nad oczami i językiem, pożywała mimo ciężkiej pracy tylko chleb i jarzyny, nigdy zaś nie jadła mięsa ani ryb, biczowała się codziennie aż do krwi, spędzając w nocy długie godziny na kolanach przed krzyżem na modlitwie i rozważaniu męki Pańskiej.
     Po trzech latach mogła wstąpić do III Zakonu św. Franciszka Serafickiego i nadzwyczajne otrzymała łaski od Boga, odbywszy spowiedź generalną z całego życia, do której przygotowywała się przez ośm dni postem i modlitwą. Opuściła ją straszna obawa przed potępieniem wiekuistem; Pan Jezus, Matka Boska i jej Anioł Stróż ukazywali jej się często, pouczając ją i zachęcając do wytrwałości. I szatan także ponawiał swe napady, kusząc ją do upodobania w sobie: „Teraz możesz zwolnić ostre twe pokuty, Bóg przebaczył ci wszystkie twoje grzechy, piękny przykład twej pobożności zatarł pamięć twych zgorszeń, daleko poza mury tego miasta słynie twa świętość”. Wówczas Małgorzata otwierała okna swej izdebki i wołała głośno: „Mieszkańcy Kortońscy, wypędźcie mnie, czemuż się wahacie? Jam jest bezwstydną grzesznicą, tysiącom ludzi dałam zgorszenie wyuzdanem mem życiem, odebrałam dobre imię własnej rodzinie i znieważyłam dobrego mego ojca, że mnie z domu nawet wygnać musiał...” Przed taką pokorą uciekał szatan jak oparzony. Ludzie, słysząc to wołanie pokutnicy, płakali ze wzruszenia z powodu tego bezwzględnego poniżenia się jej, wielbiąc potęgę łaski Bożej i uwierzyli w prawdziwą pobożność nieznanej dotychczas Małgorzaty. Teraz otworzyło się wdzięcznej jej miłości Boga obszerne pole działania w Kortonie i całej okolicy. Chorzy żądali, by pielęgnowała ich ciało i duszę; zaniepokojeni w sumieniu szukali u niej pomocy; okolicznościowi i nałogowi grzesznicy i grzesznice, którym wypraszała łaskę żalu i nawrócenia, śpieszyli chętnie do niej i czerpali u niej siłę do wytrwania w dobrem; kapłani i ludzie świeccy, szlachta i mieszczanie, małżonkowie i osoby wolne z daleka i z bliska wyjawiali jej smutki i boleści serca i szli ochotnie za jej naukami i radami. Księga jedynie żywota wie, a piekło potwierdzić to może, jak błogie owoce wydała niezmordowana praca Małgorzaty. Szatan dopuścił ostatni szturm do jej serca, rozsiewając błędną pogłoskę, że mniemana pokutnica jest jedynie obłudną świętoszką, w rzeczywistości zaś prowadzi potajemnie to samo występne życie co w Monte Pulciano, że trzyma z szatanem. Wielu uwierzyło tym kłamstwom, a nawet ubodzy i chorzy, którzy doznali od niej tyle opieki i miłości i własny jej spowiednik posądzali ją o udawanie i obłudę i zadawali jej liczne upokorzenia i zniewagi. Lecz Małgorzata uzbrojona pancerzem sprawiedliwości, tarczą wiary, przyłbicą zbawienia i mieczem ducha modlitwy (Efez. 6, 14 i nast), odniosła świetne w tej walce zwycięstwo.
     Wreszcie po dwudziestoczteroletniej pełnej upokorzeń pokucie Małgorzaty, i dotrzymaniu przez nią danego słowa: „Chcę pokutować”, oznajmił jej Bóg, ten Ojciec wszelkiego pocieszenia, dzień jej przejścia do wiecznej krainy pokoju i szczęścia. Bolesną była jej choroba śmiertelna, lecz jeszcze gorętszem było jej pragnienie chwały wiekuistej w Niebie i widzenia Boga troistego. Umarła dnia 22 lutego roku 1297. Nad grobem jej liczne działy się cuda; ciało jej przy otworzeniu trumny po 400 latach nie miało na sobie żadnego śladu zepsucia i niezwykłą jaśniało pięknością. Papież Leon X pozwolił w r. 1518 miastu Kortonie oddawać jej cześć publiczną, a Benedykt XII uczcił ją w r. 1728 uroczystem wpisaniem jej w poczet Świętych Pańskich.



Legenda pochodzi z książki „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu”, ks. Ojciec Bitschnau, z rozdziału „Stan bezżenny (wolny): Trudności stanu bezżennego”


Miłość to wierność wyborowi!!

Offline

 
spotkanie Taize

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Zbiorniki betonowe na szambo kanał