Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie

Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie


#1 2008-07-16 08:38:40

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

„MAŁA TERESA NAJWIERNIEJSZA PRZYJACIÓŁKA”

Z serdecznym wspomnieniem  naszego zeszłorocznego wyjazdu do Lisiueux…w dniu poświęconym  NM Pannie z góry Karmel,  poniżej wklejam fragment książki Ingeborg Obereder pt. „MAŁA TERESA NAJWIERNIEJSZA PRZYJACIÓŁKA”
/tytuł oryginału: TERESA, PRZYJACIÓŁKA NA ZAWSZE/ … moze warto przeczytać w całości? 

NAJWIERNIEJSZA PRZYJACIÓŁKA


Z parku roztacza się wspaniały widok na miasto i pobliską bazylikę. Położona jest ona pośrodku pięknego parkowego kompleksu. Wkrótce rodzina Straussów dociera do ogromnego placu przed bazyliką. Cóż za barwny obraz! Pomiędzy zaparkowanymi tu autokarami i samochodami osobowymi nieprzerwany strumień ludzi udaje się w kierunku bazyliki. Jest wśród nich wielu Francuzów, po części w ludowych strojach, lecz także wielka liczba obcokrajowców, między innymi Azjatów i Afrykańczyków.
Teraz oto Marcin i Anita wraz z rodzicami stoją bezpośrednio przed bazyliką i podziwiają jej potężne rozmiary.
— Ależ to przepiękny kościół! — wykrzykuje Marcin.
— Tak — mówi ojciec — jest on jednym z największych kościołów zbudowanych w naszym stuleciu. Późniejszy papież Pius XII w roku 1937 poświęcił go Świętej Teresie. Bazylika ta jest pomnikiem wystawionym na cześć Patronki Misji. Czciciele Świętej Teresy z całego świata złożyli na budowę liczne ofiary. Wielcy i mali, biedni i bogaci, biali i czarni: wszyscy oni wyrazili w ten sposób swoją wdzięczność i miłość do Teresy. Bazylika jest więc tej wdzięczności i miłości znakiem. Ale chodźmy już, by jeszcze przed Mszą Świętą zwiedzić kopułę!
Rozpoczyna się wspinanie po schodach. Marcin postanowił liczyć stopnie, jednak nie udaje mu się to. Anita zmyliła go już przy pięćdziesiątym czwartym stopniu. Sapie całkiem zadyszana i każe się Marcinowi popychać. Wreszcie docierają pod sam dach bazyliki. Dopiero teraz dostrzegają, że wspięli się na jedną z wież. Znajdują się po zewnętrznej stronie kopuły. Widok na Lisieux jest stąd jeszcze piękniejszy niż z parku.
— Spójrz — woła Anita — tam w dole jest Karmel, a po tamtej stronie cmentarz!
Z kopuły widać wszystkie miejsca, które zwiedzili. Teraz przez znajdujące się w kopule drzwi wchodzą do wnętrza kościoła. Tu dopiero zachwyt Anity i Marcina osiąga swój szczyt. Oto stoją na galerii opasującej wewnętrzną stronę kopuły i podziwiają błyszczące złotem i mieniące się wspaniałymi kolorami ściany.
— Czy to są takie obrazy? — pyta zdumiony Marcin.
— Nie — odpowiada ojciec — są to mozaiki. Z niezliczonych małych kamyczków ułożone są kunsztowne motywy i ornamenty.
— O, jakie to cudowne — mówi Anita — cały kościół jest nimi pokryty!
— Co przedstawiają te liczne motywy w kopule? — dopytuje się Marcin.
— Są to błogosławieństwa — wyjaśnia mama.
Teraz Marcin i Anita przyglądają się znajdującej się pod nimi nawie kościoła. Wszędzie ta sama, co w kopule, kompozycja ze złota i barw ku czci Boga. Po tym krótkim pobycie hen w górze schodzą znów na dół i przez potężny portal wchodzą ponownie w progi kościoła.
Po wypełnionej ciszą chwili rozpoczyna się podniosłe uroczyste nabożeństwo. W całej bazylice rozbrzmiewają mocne głosy śpiewaków z chłopięcego chóru. Jeszcze żadna Msza Święta nie była dla Marcina tak piękna.
Po błogosławieństwie ojciec podnosi się i prowadzi rodzinę do bocznej nawy kościoła. Na podeście stoi przepięknie ozdobiona skrzyneczka, tak zwany relikwiarz. Przez dwie szklane szybki widać oprawioną w złoto relikwię Świętej Teresy. Przed nią płoną duże i małe świece i stwarzają swoim blaskiem pełen uświęcenia nastrój.
— Tu jest Teresa szczególnie blisko nas — szepcze ojciec.
W skupieniu i z nabożeństwem Marcin klęka i modli się:

„Kochana Święta Teresko!
Dziękuję ci za róże, które mi podarowałaś.
Ty mnie uzdrowiłaś,
ty mnie tu przyprowadziłaś,
ty jesteś moją najlepszą, najwierniejszą przyjaciółką.
Jutro wracam do domu.
Proszę, bądź ze mną, chroń mnie, błogosław mi!
Błogosław moim rodzicom, mojej siostrze i wszystkim ludziom.
Proszę cię, pozostań z nami na zawsze
!”

*



ach... ciepłe wspomnienie Lisieux... Gorąco pozdrawiam


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#2 2008-07-16 22:30:52

 Bunia

Promotorka kultury

597246
Skąd: Grębocin
Zarejestrowany: 2007-03-23
Posty: 1176
Punktów :   20 

Re: „MAŁA TERESA NAJWIERNIEJSZA PRZYJACIÓŁKA”

Tak byliśmy tam rok temu 20 i 21 lipca. Łza się w oku kręci na te wspomnienia...


Kochaj i czyń, co chcesz.

Offline

 

#3 2008-07-17 07:26:27

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: „MAŁA TERESA NAJWIERNIEJSZA PRZYJACIÓŁKA”

... nawet mojego matiza widzialam na cmentarzu w Lisieux .... poczułam sie prawie jak w domu ach.... ale mnie na wspominki wzięło.... to pewnie dlatego, że w tym roku nie jade do Taize 


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 

#4 2009-03-05 08:48:28

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: „MAŁA TERESA NAJWIERNIEJSZA PRZYJACIÓŁKA”

Proście, a będzie wam dane; szukajcie,
a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam... (Mt 7, 7)




Róża na śniegu




Po raz pierwszy dowiedziałam się o świętej Teresie z Lisieux, gdy byłam czternastoletnią uczennicą w zakonnym internacie w Westchester, w stanie Nowy Jork. Moja ulubiona nauczycielka i wychowawczyni, siostra Luke, powiedziała mi, że święta Teresa wysłuchuje modlitw i daje znak róży. Pod opieką siostry Luke powróciłam do wiary katolickiej z nowym zapałem; w kaplicy klasztornej otrzymałam sakrament bierzmowania, przybierając imię Teresa.

Któregoś zimowego i śnieżnego popołudnia szłam w pobliżu szkoły za siostrą Luke, która prowadziła jakąś starszą uczennicę. Żywo o czymś rozmawiały. Nagle zobaczyłam czerwoną różę, leżącą na śniegu. Pamiętam, jak mnie to zdziwiło. Podałam ją siostrze Luke, a wtedy obie, razem z uczennicą, przeżegnały się z zachwytem na twarzach. Później siostra wytłumaczyła mi, że rozmawiały o jej wstąpieniu do zakonu po ukończeniu szkoły. Odmawiały nowennę do świętej Teresy, a „moja” róża była odpowiedzią na ich prośby. Następnego lata dziewczyna rzeczywiście wstąpiła do zgromadzenia.

Przez wszystkie te lata byłam czcicielką świętej Teresy, szczególnie dzięki postawie siostry Luke i owemu epizodowi. Jednakże po skończeniu studiów religia zeszła w moim życiu na dalekie miejsce. Zajmowały mnie inne sprawy. Po jakimś czasie, usiłując sobie poradzić z wyzwaniami dorosłości, wróciłam do wiary. Przypomniałam sobie tamtą różę i prosiłam Teresę o przewodnictwo w moim życiu.

Niedługo potem nagle zmarł teść mojej siostry Margie. Opowiedziałam jej wtedy o historii z różą. Wywarło to na niej spore wrażenie. Postanowiła poprosić Teresę o znak, czy jej teść dostał się do nieba. Wieczorem, przed czuwaniem pogrzebowym, zanim przysłano kwiaty, Magie weszła do domu pogrzebowego, aby w samotności pożegnać się z teściem. W skrzyżowanych rękach zmarłego tkwiła pojedyncza czerwona róża. Nikt nie wiedział, skąd się tam wzięła. Odtąd Margie uwierzyła. Następnym zmarłym w rodzinie był nasz ukochany ojciec. Margie i ja prosiłyśmy o znak róży. Upływały smutne dni bez odpowiedzi. Aż któregoś dnia, kiedy przechodziłam koło kwiaciarni w naszej dzielnicy, wybiegł z niej właściciel i podał mi różę. Kiedy zapytałam, dlaczego to zrobił, odparł: „Ot, tak sobie”. Margie i ja zasnęłyśmy tego dnia spokojnie, wiedząc, że ojciec trafił do nieba.

Przyszedł, niestety, smutny czas, kiedy musiałam prosić o ten znak po odejściu siostry. Margie zmarła na raka w wieku czterdziestu pięciu lat. Modliłam się do świętej Teresy w nocy, kiedy umierała. Prosiłam o trzy róże, na znak, że ona i rodzice znaleźli się w niebie. Weszłam do zakładu pogrzebowego rano, w pierwszym dniu wystawienia ciała. Wokół Margie było wiele kwiatów. Na oknie stał wazon z trzema żółtymi różami. W przeciwieństwie do innych wiązanek, przy tych kwiatach nie było bilecika.

Później pytałam świętą o drogą mi przyjaciółkę, Jane, która także umarła młodo na raka. Była Żydówką, lecz interesowała się „historiami z różami”, jak je nazywała. Na jej prośbę musiałam je powtarzać kilka razy. Kiedy Jane umarła, postanowiłam poprosić ją wprost o znak róży. Zaraz po jej śmierci modliłam się: „Jane, przyślij mi różę na dowód, że jesteś w niebie. Wiesz, jakie to dla mnie ważne”. Tego wieczora, kiedy wraz z mężem jadłam kolację w pobliskiej restauracyjce, po drugiej stronie kontuaru barowego zauważyłam pojedynczą różę. Zapytałam właściciela, skąd się tam wzięła, ale on nie miał pojęcia. A ja wiedziałam, że została wysłuchana kolejna modlitwa za wstawiennictwem świętej Teresy.

Największa strata dotknęła mnie wtedy, gdy zmarł mój mąż. Z ciężkim sercem czekałam na znak. Upłynęły trzy miesiące bez żadnego odzewu. Któregoś wieczoru, dokładnie w dwudziestą trzecią rocznicę naszego ślubu, znajoma zaprosiła mnie na kolację. Właściciel restauracji znalazł nam miejsce, wziął z pobliskiego stolika różę, zaczął odrywać jej płatki i układać na moim talerzu. Było to tak niezwykłe, że ze zdziwienia nie przyszło mi nawet do głowy zapytać, dlaczego to robi. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że tylko mój mąż mógłby wymyślić coś podobnego. Pewnie rozmawiał z Małym Kwiatkiem, jak by tu dać mi najbardziej pamiętny znak róży...

Lucille, Nowy Jork



Obudził mnie zapach róż




W grudniu 1999 roku relikwie świętej Teresy z Lisieux przyjechały do Dallas w Teksasie. W tym czasie prawie nic nie wiedziałam o tej świętej. Moja córka, Tracy, zadzwoniła do mnie, powiedziała, że razem z matką jej chłopca wybierają się zobaczyć relikwie. Chciała wiedzieć, czy ja do nich dołączę.

Nie modliłam się wtedy do Małego Kwiatka, ale miałam powody, żeby szukać u niej pomocy: moja najstarsza córka, Natalia, straciła dwoje wcześniaków. Pierwszy, nazwany Austin William, urodził się w dwudziestym drugim tygodniu. Druga była dziewczynka, Taylor Nicole, która przyszła na świat w dwudziestym czwartym tygodniu. Byli za mali, żeby przeżyć. Pogrążona w bólu powiedziałam sobie, że, widać, Bóg w niebie potrzebował te małe aniołki. Ale serce mi pękało na myśl o Natalii, która tak chciała mieć dziecko.

Powiedziałam więc Tracy, że pójdę z nimi nawiedzić relikwie. Postanowiłam szukać wstawiennictwa świętej Teresy. Tracy chciała tam pójść późno wieczorem, żeby uniknąć tłumów. Ja jednak poczułam się tak zmęczona, że o jedenastej wieczorem położyłam się już do łóżka. Zadzwoniłam i poprosiłam, żeby poszła beze mnie i poprosiła Teresę o pomoc dla Natalii. Potem zasnęłam. Około drugiej w nocy obudził mnie mocny zapach. Była to woń róż. Nie wiedziałam, skąd dochodzi, bo w pokoju ani w całym domu róż nie było. Zaintrygowało mnie to, ale udało mi się z powrotem zasnąć. Rano, po wstaniu z łóżka, przypomniałam sobie o zapachu róż i zaczęłam się zastanawiać, czy aby mi się to nie przyśniło.

Ciągle o tym myślałam, kiedy przyszła Tracy. Opowiadała, jak wspaniałym przeżyciem było nawiedzenie relikwii, że mimo późnej godziny kościół był wypchany ludźmi, że stała w długiej kolejce. Do relikwiarza doszła około drugiej w nocy. Z niezwykłym entuzjazmem opowiadała o Małym Kwiatku, o obietnicy róż i o tym, że niektórzy twierdzą, iż czują zapach róż jako znak, że Tereska usłyszała ich modlitwę. Wszystko to wprawiło mnie w wielkie zdumienie. Powiedziałam córce, że o drugiej zbudził mnie wyraźny zapach róż. Popatrzyłyśmy na siebie zdziwione. Poczułyśmy, że zdarzyło się coś niezwykłego. Postanowiłam osobiście złożyć podziękowanie świętej Teresie. Zadzwoniłam do przyjaciółki i razem poszłyśmy tego wieczoru zobaczyć relikwie. Było to wspaniałe przeżycie, piękne i wzruszające. Od tej chwili przestałam się martwić o Natalię. Ogarnął mnie spokój i ufność, że moja córka doczeka się upragnionego dziecka.

W kwietniu 2001 Natalia urodziła siedmiofuntowego chłopczyka, któremu dała imię Travis. Przypomina mi on o cudzie świętej Teresy. Zanoszę podziękowania tej ukochanej świętej oraz Bogu, który zechciał wysłuchać mojej modlitwy. Od tej pory proszę świętą Teresę o pomoc i nigdy się nie zawiodłam. Dziesięć dni po urodzeniu wnuka u mojego męża wykryto raka płuc i układu limfatycznego. Lekarze dawali mu tylko piętnaście procent szansy przeżycia do końca roku. Raz jeszcze zaniosłam błagania do bliskiej mi świętej o wstawiennictwo — mąż od dwóch lat jest zdrowy.

Gorąco kocham Mały Kwiatek. To zabawne, ale wydaje się, że znam ją już długo, choć w rzeczywistości wcale nie tak długo. Jest mi bliska duchowo i niezmiennie czuję, że jest przy mnie. Zawsze będę ją darzyć wielkim uczuciem.

Diana, Teksas

Elizabeth Ficocelli "Kwiatki świętej Tereski, czyli deszcz róż"


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 
spotkanie Taize

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Szamba betonowe Siedlce oferujemy BetonovĂŠ JĂ­mky Pardubice