Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie

Parafia pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Grębocinie


#1 2009-10-02 08:23:35

 xpacifer

Dobry Pasterz:)

8193431
Call me!
Skąd: Grębocin
Zarejestrowany: 2007-03-21
Posty: 1656
Punktów :   29 

Jak to z Marią i Józefem było :D

Gdy minęły trzy lata najwcześniejszego dzieciństwa, rodzice zaprowadzili dziewczynkę do świątyni Pańskiej, niosąc ofiary. Wejście do świątyni prowadziło po piętnastu stopniach na podobieństwo 15 psalmów gradualnych, świątynia bowiem była zbudowana na górze, i do ołtarza ofiarnego, który znajdował się przed nią, nie można było dostać się inaczej niż po stopniach. Dziewczynka więc postawiona na najniższym stopniu bez żadnej pomocy weszła na wszystkie, całkiem jakby już była dorosła. Po złożeniu ofiary rodzice powrócili do domu, córkę zaś zostawili wraz z innymi dziewczynkami w świątyni. A ona z każdym dniem postępowała w świętości, codziennie odwiedzali ją aniołowie, codziennie syciła się widzeniem niebiańskim. Hieronim w pewnym liście do Chromacjusza i Heliodora powiada, że Najświętsza Panna ustaliła sobie taki tryb życia: od rana aż do godziny trzeciej trwała na modlitwach, od trzeciej do dziewiątej zajmowała się tkaniem, a od dziewiątej znowu się modliła, dopóki nie ukazał Jej się anioł, przynosząc pożywienie.
     Gdy Maryja skończyła 14 lat życia, najwyższy kapłan ogłosił, że dziewczęta, które wychowywały się w świątyni i doszły do tego wieku, winny wrócić do domu, aby wejść w prawowite związki małżeńskie. Inne dziewczęta posłuchały tego rozkazu, jedna tylko Najświętsza Maryja Panna odpowiedziała, że nie może tego uczynić, po pierwsze dlatego, że rodzice oddali ją na służbę Bogu, a po drugie – ponieważ ślubowała Panu dziewictwo. Zakłopotał się tym wielce arcykapłan, bo uważał, że ślubu nie wolno łamać, jako że napisane jest: Ślubujcie i dotrzymujcie, a z drugiej strony nie śmiał wprowadzać jakiegoś nowego obyczaju, do którego lud nie był przyzwyczajony. Ponieważ zaś zbliżał się żydowski dzień świąteczny, więc zwołał na naradę starszych i wszyscy razem zgodzili się, aby w tej tak wątpliwej sprawie szukać rady u Pana. Gdy więc inni modlili się, a najwyższy kapłan wszedł do świątyni pytać Pana o radę, nagle z jej wnętrza zabrzmiał głos, który wszyscy słyszeli: Niechaj każdy mężczyzna z domu Dawidowego, który jest w wieku odpowiednim do małżeństwa, a jeszcze nie żonaty, przyniesie na ołtarz gałązkę. Czyja gałązka zakwitnie, a na jej wierzchołku usiądzie Duch Święty w postaci gołębicy, jak to powiedział prorok Izajasz, z tym bez wahania należy zaręczyć dziewicę. Był tam między innymi Józef z domu Dawida, któremu wydawało się niestosowne, aby on, mąż w latach już podeszły, brał za żonę tak młodą dzieweczkę. Gdy więc inni kładli gałązki na ołtarzu, on swoją zabrał. Tymczasem nie objawił się żaden znak woli Bożej, za czym najwyższy kapłan ponownie zapytał Pana o radę. Głos Boży wtedy odpowiedział, że ten, z którym dziewica winna być zaręczona, nie przyniósł swej gałązki. W ten sposób wyjawiło się, że Józef gałązki nie przyniósł, i musiał to teraz uczynić. Natychmiast jego gałązka okryła się kwieciem, a na jej wierzchołku usiadł gołąb, który zleciał z nieba. Wszystkim tedy stało się jasne, że Maryja winna być zaręczona z Józefem. Po odprawieniu zaręczyn Józef powrócił do swego miasta Betlejem, aby przygotować dom i wszystko potrzebne do wesela. Maryja zaś wróciła do domu rodzicielskiego w Nazarecie z siedmioma dziewicami, rówieśniczkami Jej i towarzyszkami, które kapłan dał Jej na znak cudu. W tych dniach ukazał Jej się anioł Gabriel, gdy się modliła, i oznajmił, że urodzi Syna Bożego.
      Był pewien rycerz bardzo dzielny i całym sercem oddany Matce Bożej. Pewnego razu udając się na turniej ujrzał po drodze pewien klasztor zbudowany ku czci Panny Maryi, więc wszedł doń, aby wysłuchać mszy św. Msza jednak następowała jedna po drugiej, a on przez szacunek dla świętej Dziewicy nie chciał żadnej opuścić. Wreszcie wyszedł z klasztoru i spiesznie udał się na miejsce turnieju. W drodze jednak spotkał wracających już stamtąd, którzy bardzo go chwalili, że tak dzielnie walczył. Inni też, którzy byli przy tym obecni, potwierdzali to i wszyscy jednogłośnie chwalili jego męstwo. Przyszli też pokonani przez niego przeciwnicy i oddali mu się w niewolę. Rozważając to wszystko rycerz zrozumiał, że szlachetna Królowa w szlachetny sposób odwdzięczyła mu się za cześć, którą Jej oddał. Ogłosił tedy ów cud, powrócił do klasztoru i odtąd służył rycersko Synowi Najświętszej Panienki...
     Pewna kobieta straciwszy męża miała tylko jedynego syna, którego gorąco kochała. Pewnego razu syn jej został ujęty przez wrogów, związany i wtrącony do więzienia. Dowiedziawszy się o tym kobieta zrozpaczona płakała i z wielką gorliwością zanosiła modły o uwolnienie syna do Najświętszej Panny, do której miała wielkie nabożeństwo. Wreszcie widząc, że nic w ten sposób nie osiąga, weszła sama do kościoła, w którym znajdował się posąg Maryi Panny, stanęła obok niego i tak przemówiła: Dziewico święta, błagałam Cię często o uwolnienie mego syna, a dotąd w żaden sposób nie przyszłaś z pomocą nieszczęśliwej matce. Prosiłam Cię o opiekę nad synem moim i żadnego dotąd nie widzę skutku mych próśb. Przeto tak jak mnie syn mój został odebrany, tak ja Tobie zabiorę Twego Syna i będę Go strzec jako zakładnika za moje dziecko! Mówiąc to podeszła bliżej, zabrała posążek Dzieciątka, które Najświętsza Panna trzymała w ramionach, i zaniosła do domu. Tam owinęła posążek Dzieciątka w czyste płótno i włożyła do skrzyni, którą starannie zamknęła na klucz. Cieszyła się przy tym, że ma dobrego zakładnika za swego syna, i dobrze go strzegła. Następnej zaś nocy Najświętsza Panna ukazała się młodzieńcowi, otworzyła drzwi jego więzienia i kazała mu wyjść, mówiąc: Powiedz twej matce, synu, aby mi oddała mego Syna, tak jak ja jej ciebie oddaję. Młodzieniec wyszedł więc, udał się do matki i opowiedział jej, w jaki sposób uwolniła go Matka Boża. Ona zaś uradowana wzięła posążek Dzieciątka, poszła do kościoła i oddała Maryi Pannie Syna mówiąc: Dzięki Ci składam, o Pani, że oddałaś mi mego jedynego syna. Teraz przynoszę Ci Twego Syna, ponieważ mego otrzymałam.
     Był pewien złodziej, który często uprawiał kradzież, miał jednak wielkie nabożeństwo do Maryi Panny i często odmawiał Pozdrowienie Anielskie. Pewnego razu ów złodziej schwytany został na kradzieży i skazany na powieszenie. Gdy go jednak powieszono, przyszła do niego Najświętsza Panna i, jak mu się wydawało, przez trzy dni podtrzymywała go własnymi rękoma, tak że nie poniósł żadnej szkody. Ci zaś, którzy go powiesili, przechodząc tamtędy przypadkiem ujrzeli go żywego i z wesołą twarzą. Sądząc tedy, że widocznie sznur nie był dobrze zaciśnięty, chcieli mieczem podciąć mu gardło. Maryja Panna jednak powstrzymała ręką miecz, który miał uderzyć, tak że nie mogli mu żadnej krzywdy wyrządzić. Gdy zaś złodziej opowiedział im o tym, zrozumieli, że to Matka Boska tak mu pomagała, więc pełni podziwu zdjęli go i dla miłości Najświętszej Panienki pozwolili mu odejść wolno. On zaś odszedłszy wstąpił do klasztoru i do końca życia pozostał w służbie Bożej Rodzicielki.
     Był pewien kleryk, który bardzo kochał Pannę Maryję i gorliwie śpiewał Jej godzinki. Rodzice jego umierając pozostawili mu swój majątek, ponieważ nie mieli innego dziedzica. Przyjaciele więc namawiali go, aby pojął żonę i sam zarządzał swym majątkiem. Pewnego dnia, gdy jechał na wesele, napotkał w drodze jakiś kościół, a przypomniawszy sobie o czci należnej Pannie Maryi wszedł doń i począł odmawiać godzinki. A oto ukazała mu się święta Dziewica i rzekła do niego poważnie: O głupi i niewierny człowieku, dlaczego opuszczasz mnie, twoją przyjaciółkę i oblubienicę, a inną kobietę przenosisz nade mnie? On zaś zdjęty żalem wrócił wprawdzie do swych towarzyszy i dla pozoru odbył całe wesele, ale o północy pozostawiwszy wszystkich uciekł z domu i wstąpiwszy do klasztoru służył pobożnie Matce Bożej.
     Proboszcz pewnej parafii, który prowadził życie bardzo świątobliwe, nie umiał żadnej innej mszy, jak tylko o Matce Bożej i tę gorliwie odprawiał ku Jej czci. Oskarżono go więc przed biskupem i wezwano, aby co prędzej stawił się przed jego obliczem. Gdy zaś wobec biskupa także oświadczył, że żadnej innej mszy nie umie odprawić, ten zgromił go surowo jako oszusta, zawiesił go w czynnościach kapłańskich i zabronił mu ową mszę śpiewać. Następnej nocy Maryja Panna ukazała się biskupowi i czyniła mu wiele wyrzutów pytając, dlaczego tak źle się obszedł z Jej sługą. Dodała też, że jeśli nie przywróci proboszcza na jego dawne stanowisko, to umrze w ciągu trzydziestu dni. Przerażony biskup wezwał ponownie proboszcza i prosił o przebaczenie. Polecił mu też, aby nie odprawiał żadnej innej mszy, prócz tej, którą znał, to znaczy o Matce Bożej.
     Pewien kleryk był próżny i rozwiązły, kochał jednak bardzo Bożą Rodzicielkę, więc pobożnie i gorliwie śpiewki Jej święte godzinki. Pewnej nocy miał widzenie, w czasie którego ujrzał siebie samego stojącego przed trybunałem Boskim. Pan zaś mówił do tych, którzy go otaczali: Osądźcie sami, na jaki wyrok zasługuje ten, który tu przed wami stoi. Ja już dość długo jego postępki znosiłem i nie znalazłem w nim dotąd żadnego znaku poprawy. Gdy zaś Pan wydał na niego wyrok potępienia, a wszyscy się nań zgodzili, podniosła się święta Dziewica i rzekła do Syna: Proszę Cię, dobry Synu, o miłosierdzie nad nim, abyś złagodził ów wyrok, który przeznaczył go na potępienie. Niechże przez łaskę Twą dla mnie żyje ten, który własnymi czynami zasłużył sobie na śmierć. Pan zaś odrzekł Jej: Daruję mu więc na Twoje prośby, może przynajmniej zobaczę u niego poprawę. Najświętsza Panienka zaś zwracając się do tego człowieka rzekła: Idź i nie grzesz więcej, aby coś gorszego cię nie spotkało. Ocknąwszy się z tego widzenia kleryk zmienił zupełnie swoje życie, wstąpił do klasztoru i tam pełniąc dobre uczynki dokonał życia.
     Na Sycylii żył w roku Pańskim 537 pewien mąż imieniem Teofil, który był oficjałem biskupa, jak powiada Fulbert, biskup Chartres. Zarządzał on tak roztropnie sprawami kościelnymi za życia biskupa, że po jego śmierci lud cały uznał go za godnego stolicy biskupiej. On jednak zadowolony ze swego dotychczasowego urzędu wolał, aby kogo innego wybrano biskupem. Tymczasem został przez nowego biskupa wbrew woli usunięty i pozbawiony swego stanowiska. Nie mogąc tego znieść udał się do pewnego żydowskiego czarnoksiężnika, aby mu doradził, w jaki sposób może odzyskać swą dawną godność. Ów czarnoksiężnik wezwał diabła, a wezwany wkrótce przybył. Otóż na rozkaz diabła Teofil wyrzekł się Chrystusa i Matki Jego, wyparł się wiary chrześcijańskiej, własną krwią podpisał cyrograf owego wyrzeczenia się i zapieczętował swym pierścieniem. Następnie zapieczętowany dał diabłu i w ten sposób oddał się w jego władzę. Nazajutrz diabeł postarał się o to, aby biskup przywrócił Teofila znowu do łask i oddał mu jego dawną godność. Na koniec jednak Teofil opamiętał się i bardzo żałował tego, co uczynił. Całym sercem tedy pobożnie uciekał się do chwalebnej Dziewicy, prosząc, aby mu przybyła z pomocą. Otóż pewnego dnia Maryja Panna ukazała mu się w widzeniu i surowo go zganiła za jego bezbożność. Kazała mu następnie wyrzec się diabła oraz wyznać wiarę w Chrystusa, Syna Bożego, i we wszystkie prawdy chrześcijańskie, po czym przywróciła go do łaski swego Syna i swojej. Na dowód zaś, że przebaczenie zostało mu udzielone, ukazała mu się po raz drugi i ów cyrograf, który niegdyś dał diabłu, oddała mu kładąc mu go na piersi, aby już nie obawiał się, że jest sługą diabła, lecz mógł się cieszyć, że święta Dziewica uwolniła go spod władzy diabelskiej. Teofil z niezmierną radością wziął otrzymany cyrograf i wobec biskupa i całego ludu wyznał, co mu się zdarzyło. Wszyscy dziwili się bardzo i wychwalali Najświętszą Pannę, on zaś po trzech dniach zasnął w pokoju.
     W okolicach Lyonu około roku Pańskiego 1100 pewien mąż i jego małżonka mieli jedyną córkę i wydali ją za mąż za pewnego młodzieńca. Z miłości jednak do córki utrzymywali zięcia w swoim domu. Matka zaś z wielkiej miłości do córki tak troskliwie opiekowała się młodzieńcem, że miłość dziewczyny do chłopca nie była większa niż tej świekry do zięcia. Złośliwi ludzie poczęli tedy opowiadać, że wcale nie z miłości do córki tak postępuje, ale że chce zająć przy nim miejsce córki. Te oszczerstwa zraniły boleśnie serce kobiety, a nie chcąc stać się przedmiotem plotek, umówiła się z dwoma wieśniakami i obiecała, że da każdemu z nich po 20 soldów, jeżeli potajemnie uduszą jej zięcia. Pewnego dnia więc zamknęła ich obu w piwnicy, a mężowi swemu umyślnie doradziła, aby gdzieś poszedł, i córkę też gdzie indziej wysłała. Młodzieńcowi zaś poleciła zejść do piwnicy i przynieść wina, a tam został przez owych zbójców uduszony. Następnie świekra przeniosła go do łoża córki i okryła, jakby spał. Gdy zaś mąż i córka powrócili, matka przygotowawszy posiłek kazała córce, aby zbudziła swego małżonka i przywołała go do stołu. Tymczasem córka znalazła męża nieżywego i czym prędzej oznajmiła to wszystkim, cały dom zatem uderzył w wielki płacz, a owa morderczyni razem z innymi płakała, jakby ubolewając nad tym, co się stało. Na koniec jednak kobieta przeraziła się popełnionej zbrodni i wyznała wszystko kapłanowi. Wkrótce potem pomiędzy tą kobietą a kapłanem powstał jakiś spór i ksiądz zarzucił jej zabójstwo zięcia. Krewni zabitego młodzieńca dowiedziawszy się o tym pociągnęli kobietę przed sąd, a ten skazał ją na spalenie. Widząc, że zbliża się jej koniec, niewiasta owa zwróciła się do świętej Panienki i wszedłszy do Jej kościoła wśród łez zatopiła się w modlitwie. Wkrótce jednak zmuszono ją, aby wyszła, i wrzucono w wielki ogień. Wszyscy jednak, którzy tam stali, ujrzeli, że kobieta pozostaje zdrowa i nietknięta. Wtedy krewni chłopca sądząc, że ogień jest zbyt mały, przynieśli więcej gałęzi i wrzucili w płomienie. Widząc zaś, że i to nic jej nie szkodzi, poczęli kłuć ją dzidami i włóczniami. Wtedy sędzia, który był przy tym, zdumiał się bardzo i wstrzymał ich, a gdy na jego rozkaz wyciągnięto kobietę i dokładnie ją oglądnięto, nie znaleziono na niej żadnego śladu sparzenia, a tylko rany od włóczni. Krewni zabrali ją tedy do domu i tam usiłowali przywrócić jej siły przez kąpiele i okłady. Pan jednak nie chciał, aby ją więcej hańbiły ludzkie podejrzenia, po trzech dniach więc, które przeżyła chwaląc świętą Dziewicę, zabrał ją z tego świata.



Fragmenty ze „Złotej legendy” Jakuba de Voragine


Miłość to wierność wyborowi!!

Offline

 

#2 2009-10-02 16:21:56

Calineczka

Poetka Duszy

Zarejestrowany: 2007-03-24
Posty: 1781
Punktów :   31 

Re: Jak to z Marią i Józefem było :D

Hmmm... jedno jest pewne i wcale mi się to nie zdaje.... że kto się z serca Najświętszej Panience w opiekę oddaje, tego podły szatan w swe ohydne łapska nie dostaje!


Miłość mi wszystko wyjaśniła, Miłość wszystko rozwiązała -
dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała...


http://youtu.be/TgdF5mw9ea8

Offline

 
spotkanie Taize

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
przegrywanie kaset vhs łódz